Jest to sukienka z burdy nr 1 z 1977 r - czyli mój rocznik! :-D
Uważam, że moda nie ma wieku, a z czasem staje się wręcz ciekawsza. Ja projekty z dawnych lat darzę szczególnym sentymentem i chętnie po nie sięgam.
Jak widzicie mój numer tej burdy jest już dość zużyty.
Do uszycia przeznaczyłam krepę z elastycznymi włóknami o takiej jakby lekko supełkowatej fakturze, w kolorze kremowym.
Zabawny był wykrój przodu, taki wygięty. To wygięcie oczywiście po zmarszczeniu spowoduje powstanie tego intrygującego przodu.
Ponieważ materiał jest elastyczny, do szycia użyłam nici do stretchu. Materiał nie jest gruby więc 75/11 wystarczą.
Całą sukienkę szyło się łatwo i znanymi wszystkim sposobami, więc postanowiłam ich szczegółowo nie opisywać. Podzielę się za to sposobem, może fajnym - nie wiem, na zrobienie równomiernego marszczenia.
Zaczęłam klasycznie, fastrygując odpowiedni odcinek (był on oznaczony na wykroju) a następnie przypinając do skrojonych oddzielnie listew zapięcia, równomiernie układając.
Już miałam przyszywać, gdy pojawiła się w mojej głowie myśl: czy drugą stronę uda mi się zrobić identycznie? Zaczęłam się zastanawiać - jak zrobić tak, żeby na 100% z prawej i lewej było równo, żeby marszczenia były identyczne.
Wymyśliłam, że wyciągnę fastrygę i poukładam marszczenie, falka po falce, owijając materiał na grubym pisaku. Wypróbowałam jeszcze cieńszy pisak oraz grubszą rzecz - baterię AA. Ten pisak, który był na zdjęciu dawał najlepszy efekt.
Dodatkowo, wymyśliłam że na wysokości biustu zrobię bardziej obfite marszczenie a niżej skromniejsze. Oznaczyłam sobie odpowiednie miejsce i od niego w dół posługiwałam się przy robieniu falek cieńszym pisakiem.
W ten sposób na obydwu częściach sukienki, prawej i lewej powstały identyczne fale marszczenia.
Części sukienki przyszyłam do listew zapięcia nie wyjmując szpilek ale musiałam sobie pomagać nożyczkami, aby ułożenie przyszywanych marszczeń było kontrolowane, w sensie, żeby maszyna nie zagięła wszystkiego automatycznie na przykład w dół. Ja chciałam żeby każda falka rozkładała się centralnie.
Udało się i wyszło całkiem ładnie.
Tak w skrócie o szyciu a tu już gotowa sukienka. Jeszcze przed praniem :-)
Oczywiście, jak zawsze, gdy się w nią ubiorę od razu strzelę fotkę i wrzucę.
Guziczki wyszły interesująco i myślę, że pasują do stylu sukienki.
Nienawidzę robić marszczeń do tego stopnia, że szukam modeli bez takich atrakcji. Może Twój sposób okaże się przyjaźniejszy :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładna sukienka.
Dziękuję :-) Zachęcam, u mnie się sprawdził :-)
UsuńBardzo kobieca ta Twoja sukienka. W wersji bez rękawów tez byłaby fajna... na lato. Tak, tak, jakoś nie mogę się pogodzić, że już jesień pełną gębą buuuu
OdpowiedzUsuńps. patent na marszczenia bardzo sprytny :)
Pięknie wyszła ta sukienka! Jestem ciekawa jak wygląda na 'żywej bryle' :)
OdpowiedzUsuńHaha, padłam, "bryła" to dla mojego obecnego rozmiaru bardzo odpowiednie słowo. Jak tylko ją upiorę to ubiorę i zaprezentuję, a co :-)
UsuńFajna sukienka, ciekawie wygląda choć wieje od niej wiekowością ;)Chyba przez to zapięcie z przodu ;) Marszczenie bardzo fajnie Ci wyszło i cała sukienka dobrze się prezentuje :)
OdpowiedzUsuńŚwietny sposób na robienie marszczeń. Na pewno przyda mi się w przyszłości ;) Sukienka bardzo ciekawa, rzadko się teraz takie widuje, ale przez to podoba mi się jeszcze bardziej :D
OdpowiedzUsuńKochana - ´77 rocznik to najlepszy rocznik, bo i ja się wtedy urodziłam! Nie wiedziałam, że jesteśmy rówieśniczkami! :DDDD
OdpowiedzUsuńSukienka na modelce w Burdzie prezentuje się uroczo, na Twoim manekinie bardzo dobrze, ale myślę, że na Tobie też będzie uroczo - czekam wobec tego na zdjęcia :-) Sukienka jest oczywiście perfekcyjnie odszyta :-)
Och no to cudnie, tak '77 to najlepszy rocznik, potwierdzam :-) Magia siódemek :-)
UsuńPatent na marszczenia bardzo mi się podoba. Chociaż ja lubię jak się zaginają jak chcą. Ale gdy spotykają się dwie strony, rzeczywiście dobrze jest, żeby się spotkały w taki sam sposób:)
OdpowiedzUsuńSukienka jest super i za pewne na Tobie będzie wyglądała jeszcze lepiej. Sposób na marszczenia bardzo interesujący i na pewno skorzystam, bo zawsze mam z tym problem. Muszę na przeszkolenie się do Ciebie umówić. Dobrze, że wcześniej pomyślałaś o obu stronach sukienki :-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOch, no to jesteśmy umówione, ale raczej u Ciebie bo ja to muszę sobie tą Twoją maszynę obejrzeć :-)
UsuńNo nie, zjadło mój komentarz! Sukienka piękna i seksowna, podkreśla talię, a marszczenia i sposób ich robienia godny zapamiętania :) Z taką sukienką aż przykro myśleć, że idzie zima. Wiosny się chce! :)
OdpowiedzUsuńSuknia robi piorunujące wrażenie :-) Cudna!
OdpowiedzUsuńHa, rewelacyjny patent! Szyjąc to człowiek czasem używa zawartości szafek kuchennych, biurowych i narzędziowych... pomysły domowe. ;) Zastanawiałam się, czy nie dałoby się marszczyć 2 części symetrycznie tak, by najpierw je roboczo sfastrygować, zmarszczyć razem, przyszyć do docelowych obszyć, rozpruć fastrygę... ale to tylko gdybanie, musiałabym spróbować.
OdpowiedzUsuńA sukienka wyszła Ci naprawdę pięknie. Dla siebie widziałabym ją co prawda dużo ciemniejszą :), ale fason jak najbardziej, chyba dla każdej kobiety - chudzielcowi dodadzą te marszczenia to i owo, a pełniejszej pani zatuszują, co trzeba. Dobrze kombinowali kiedyś w tej Burdzie (stare wykroje rulez!!!).
Ja teraz męczę się ze zmniejszeniem zbyt dużej wełnianej kurtki z podszewką... masakra jakaś. I nic nowego postanowiłam nie szyć, dopóki się nie uporam. Najgorsze jest prucie. Chyba łatwiej szyć od zera!
Oj tak, zdecydowanie łatwiej szyć od zera :-) Trzymam kciuki :-)
UsuńPiękna sukienka i tkanina starannie dobrana do fasonu:) Z ciekawością czekam na zdjęcie na Tobie:)
OdpowiedzUsuń