Po pierwsze z czterech kawałków uszyłam karczek spódnicy. Korzystałam przy tym z mojego stałego wykroju na spódnicę ołówkową. Na poniższym zdjęciu jest ona ułożona przodem do mnie. Jak widać, szew wypada również przez środek przodu.
Następnie, z kolejnych kawałeczków powycinałam różne kliny i falbany. Niektóre udały się większe i proste a inne wyokrąglone i wąskie. Z uzyskanego zestawu klinów i falban, ułożyłam na stole wygląd przyszłej spódnicy jak układankę. Pozostało je pozszywać i przyszyć do karczku.
Aby nie tracić ilości materiału, którego i tak było skąpo, zdecydowałam wykończyć brzegi poprzez celowe ich postrzępienie a następnie zabezpieczenie zygzakiem, aby nie strzępiły się dalej w trakcie noszenia. Strzępienie zrobiłam na szerokości ok 1 cm.
Zygzakiem przeszyłam materiał na granicy strzępienia. Tak jak widać na zdjęciu, łapałam w zygzak dwie ostatnie przed wystrzępieniem osnowy materiału. Ustawiłam najszerszy zygzak i niezbyt gęsty.
Tam gdzie brzegi były wyokrąglone i niemożliwe było wystrzępienie bez utraty zbyt dużej części materiału, doszyłam taki wystrzępiony pasek, przygotowany uprzednio z prostych resztek materiału. Również doszywałam go szerokim zygzakiem.
Po mozolnym doszywaniu poszczególnych części i falbanek powstała spódniczka. Na koniec wykonałam do niej jeszcze podszewkę. Z paska zrezygnowałam ze względu na grubość materiału.
"sporo ścinków i prawie żadnych większych kawałków" ... !!! to jest mistrzostwo! ta spódnica jest fantastyczna! i żeby nie zdjęcia to nigdy nie uwierzyłabym, że efekt końcowy był "nie do końca zamierzony", tzn. że tak wyszła, bo na to pozwoliły resztki materiału :-)
OdpowiedzUsuńgenialne!
OdpowiedzUsuńBardzo pomysłowa. Gratuluję!
OdpowiedzUsuń